Sardynia spod znaku kuchni pasterskiej

O Sardynii pisałam już wcześniej (https://milenanosek.pl/sardynia-zapach-bazylii-cytryn-i-mirtu/), jednak kolejna wizyta zmotywowała mnie do przypomnienia i prezentacji nowych informacji. Za prawdziwą kuchnię sardyńską uznawana jest tzw. kuchnia wiejska, uściślając pasterska, pochodząca z położonych w centralnej części wyspy wzgórz – pieczone mięso, kiełbasy, salami, ser Pecorino Sardo o  ostrym smaku i czerwone wina, takie jak wspominane też wcześniej CannonauMonica. Potrawą typową dla wzgórz Barbagia, leżących w pobliżu miasta Nuoro jest … prosię, tak zwane porceddu  – pieczone na rożnie na polanach aromatycznego drewna. Prosię pieczone jest na otwartym ogniu wiele godzin, co jakiś czas jedynie przekręcane na rożnie. (Obecnie niezwykle rzadko stosuje się tradycyjną metodę przygotowywania carraxiu, która polega na pieczeniu mięsa w wykopanej w ziemi jamie). Mięso zagrzebane w żarze obłożone jest gałązkami jałowca, drzewa oliwnego i niezwykle aromatycznego rozmarynu, a rozpalone nad nim ognisko dodatkowo od góry otacza je swym żarem. Przygotowane w ten sposób mięso jest niezwykle soczyste. O ile ja nie zostałam admiratorką tego dania, dla koneserów dań mięsnych, uczciwie polecam! Za to tym razem moje podniebienie radowało się (o dziwo!)

Sebadas – deser robionym z ciasta, jak na ravioli ze świeżego pecorino, smażony na głębokim tłuszczu (!) i polany miodem, najlepiej Asfodelo. Baaaaaaaardzo smaczny ten tłuściutki deser!