Święta ze smakiem…

…czy to możliwe? Tak, bo wiele zastanawia się nad tym czy w ogóle można cieszyć się smakiem, bo przecież to tyle kilokalorii…

W zależności od tego, czy wykazujesz aktywność w kuchni przygotowując potrawy, czy też tylko krążąc od gości do gości (to też pomaga sylwetce) musisz pamiętać o kilku podstawowych zasadach, jeśli chcesz jednak cieszyć się smakiem nie myśląc o kaloriach.

Nie jest możliwe świętować całkowicie dietetycznie, chcąc sprawić trochę przyjemności sobie i współbiesiadnikom, którzy spędzili mnóstwo czasu nad przygotowaniem potraw. Dlatego warto poznać kilka zasad, które mogą być pomocne w obronie przed dodatkową warstwą izolacyjną w postaci „tłuszczyku”. Bo tak naprawdę nawet zimą, gdy organizm odczuwa zimno, nie jest nam potrzebna większa ilość energii. Czyżbyśmy nie byli stałocieplni? I czyż nie ma więcej uroku w większej zasobności garderoby niż brzucha? Nie chodzi tu przecież o ciągłe liczenie kilokalorii podczas świątecznego obiadu. Zdrowy rozsądek, a co za nim iść powinno – umiarkowanie i umiejętność wstawania od stołu z uczuciem lekkiego niedosytu w zupełności wystarczy. Przygotowanie do Świąt również nie powinno zostać obojętne – błędnym paradoksalnie pomysłem jest poszczenie przez cały dzień Wigilii. Organizm wówczas w stresie zaczyna dbać o stworzenie sobie swoistego „magazynu”, bo obawia się o kolejny deficyt. Poza tym, żołądek: u jednych bardziej odporny, a u drugich wcale – może (i ma do tego pełne prawo) się zbuntować! Nic później bardziej oczywistego niż podróż na sygnale do szpitala – czy to jakaś nowa alternatywa spędzania czasu w wigilijną noc? Chyba nie warto.

Znakomita taktyka, której pozazdrościć Ci powinni pozostali współtowarzysze świątecznej uczty to wybieranie przystawek. Ważne jest, by były to naprawdę niewielkie ilości. Spróbuj każdej potrawy, ale tylko kosztując. Klasa, wyczucie i stabilność emocjonalna podczas konsumpcji – zachowane? Jeśli sumienie pozwala Ci na twierdzącą odpowiedź, że tak, kapelusz z głowy – bo to rzadkie zjawisko. Na jeden talerz nakładaj cztery różne dania. Taka strategia pozwoli Ci zaspokoić pierwszy apetyt i zjeść mniej sycących dań, np. ryby w panierce, która jak się domyślasz, niekoniecznie będzie sprzymierzeńcem wąskiej talii, jeśli w zasięgu wzroku nie pojawia się żadna szacowna Pani zwana potocznie rybą, ale poddana innej katordze niż smażenie – zabierz się do ostentacyjnego obierania z osaczającej – nie szkodzi, że złotej – panierki i czuj się „na topie“! Nieco bardziej szczególnie nazywany okaz wodnej fauny – śledź, może być równie wyśmienity. Nie daj się jednak znanemu powiedzeniu, że „śledź lubi pływać“ – bo to jasne, z tym, że we własnym środowisku, a nie w oleju, czy co gorsza – w śmietanie. Jeśli jest takowy do wyboru – zaatakuj tego w galarecie. Bezpiecznym daniem jest znany wszystkim świętującym barszcz czerwony – pod warunkiem, że jego futurystyczna barwa buraka nie została zmącona białą pulpą. Mowa tu po raz wtóry o śmietanie – właścicielce znanych już nawet każdemu przeciętnemu zjadaczowi chleba tłuszczów „trans“, która niekoniecznie jest pożądanym dodatkiem do wigilijnego eliksiru z buraków… Drodzy Obywatele i Wielbiciele tradycji polskiej kuchni! Dlaczego im ciężej, tym lepiej? Gdzie szukać chęci do „fitstajla“, nie czuć jej w powietrzu, a szkoda. „Motylem byłem, ale utyłem…“ – jeszcze większa szkoda.  Powie miły Pan w podeszłym wieku uprawiający kanapowe „sporty“. Co z uszkami? Trzy do czterech niewielkich sztuk nie zrobi krzywdy.  Inaczej wygląda sprawa pasztecików – możesz w tym przypadku poszczycić się swoją silną wolą i motywacją, z gracją podziękować i z dumą pawia rozkoszować się jedynie barszczem. Podobnie pierogi – cztery niewielkie sztuki z grzybowym nadzieniem i…basta.

Podążając wzrokiem po suto zastawionym stole napotykamy również dania ze słodką nutą – wybornie pyszne ale i wysokokaloryczne, wysłodzone i wytłuszczone. Zależnie rzecz jasna od regionu, w którym spędzamy Święta, czekają na nas rozmaite smakołyki – choćby kutia. Finezyjna potrawa, jednak pamiętajmy, że taka łyżka to ponad sto kilokalorii. A zazwyczaj na łyżce się nie kończy… W ramach deseru – mały kawałek innowacyjnego sernika na białkach i kompot z suszu – kongruentna opcja. Zapobiegawczo na bardzo możliwe problemy trawienne, a i dla kubków smakowych uciecha. Jeśli jednak odczuwasz przemożną chęć na smakowite ciasto z kremem lub obfitujące w co prawda zdrowe ale wysokokaloryczne bakalie, potraktuj je jako oddzielny posiłek.

Nie wspominając już o silnej woli i zmotywowania do utrzymania szczupłej sylwetki, człowiek jest człowiekiem, który ewolucyjnie nie pozbył się pokus i trudno jest mu z nimi walczyć. Dlatego sensowną i ratującą opcją post factum prawdopodobnego pofolgowania sobie przy uginającym się pod owymi pokusami stole jest jak najczęstszy ruch na świeżym powietrzu, uskutecznienie tzw. pokuty i refleksja: dlaczego wciąż każda przyjemność „na wyciągniecie ręki“ jest dla mózgu bardziej cenna niż odroczona w czasie przyszłość? Na to pytanie możemy odpowiedzieć sobie po Świętach, a tymczasem cieszmy się rodziną, smakami i wszystkim, co przyjemne.

 

Fot. Dominika Osypiuk