Jazzowo, lodowo i z umiarem

O swoim dniu w zajętości zawodowej, preferencjach i definicji zdrowia tancerza, pisze dziś dla nas solistka Kieleckiego Teatru Tańca i Kierownik Baletu – Małgorzata Ziółkowska.

„Jedzenie, picie, sen, miłość cielesna – wszystko z umiarem” – powiedział Hipokrates. Często myślę o tym cytacie komponując swoje posiłki czy zasiadając przy stole z najbliższymi. Dla mnie jedzenie to nie tylko zaspokajanie podstawowych potrzeb. To także filozofia. Jestem Tancerką – potrzebuje paliwa do życia. Do życia jakim jest dla mnie taniec.

Odwieczny dylemat Tancerki: być tak lekką by prawie niesłyszalną… Co zrobić by pomimo chęci jaką jest naturalne łaknienie, utrzymać sylwetkę w ryzach – w prawidłowych proporcjach? Waga… powszechnie temat tabu… Każda Tancerka, każdy Tancerz powinien wypracowywać swój sposób żywienia, między innymi po to, by kwestia owej wagi nie musiała być ciągłym stresem i czynnikiem hamującym rozwój, a czasami nawet walkę o przetrwanie w zawodzie.

Mój dzień rozpoczyna się wcześnie rano – o 7:00. Wstaję i próbuję każdy nowy dzień zacząć tak jak gdyby był ostatnim dniem w życiu. Poranek rozpoczynam od szklanki wody z sokiem z cytryny. To wspaniały sposób, by czuć się lekko . W sezonie wczesnowiosennym zastępuję cytrynę młodym jęczmieniem na czczo. Później jem lekki posiłek, bo nie lubię tańczyć z pustym żołądkiem ani czuć się z byt ciężko. Podstawą mojej diety są w zasadzie jaja. Wybieram te ze sprawdzonych hodowli, najczęściej z rejonu Gór Świętokrzyskich, dokładnie Świętej Katarzyny. Spożywam je pod różną postacią: omletów, past, na twardo, na miękko czy sadzone zawsze z dodatkiem warzyw czy awokado. Ostatnio przepadam za omletem z masłem orzechowym i truskawką! Próbę rozpoczynam o 9:30. W przerwie , tj. około godziny 11:00 wypijam kawę (ostatnio czarną, parzoną bez mleka… Smaki z wiekiem mi się zmieniły. Kiedyś byłam zwolenniczką latte czy cappuccino) i jem ulubionego banana albo wypijam sok z grapefruita z dodatkiem imbiru (uwielbiam!). Około 14:00/15:00 mam obiad, choć przyznaję, że jest to najtrudniejszy technicznie posiłek: w zależności od tego, czy mam ciężką próbę od godziny 17:00 czy spektakl wieczorny, decyduję wcześniej jak ten obiad będzie zorganizowany. Podstawą tego posiłku od około roku są zupy. W sezonie zimowym – kremy i zawiesiste „papki”, a latem lekkie – zwłaszcza chłodniki. Jeśli nie mam próby to wybieram mięso. Uwielbiam krwiste, wołowe. Wieczorem różnie… W zależności od sił. Czasami kawałek łososia, warzywa, innym razem kanapka z szynką, żółtym serem, a niekiedy koktajl białkowy.

fot. Mariusz Ogrodnik

Jestem mimo wszystko normalnym człowiekiem – zwracam uwagę na to, co jem ale zdarza mi się też chęć na Fast – food’y. Normalne. Uważam, że przy moim trybie pracy spalę te kilokalorie na pewno, ale zdaję sobie sprawę jednocześnie, że narządy wewnętrzne są wtedy obciążone. Staram się nad tym panować. Podobnie z lampką wina czy butelką piwa na zakwasy! Cóż, mam jedną słabość… LODY. Zjem każde i pod każdą postacią o każdej porze dnia. W nagrodę czy też na tzw. chandrę. Oczywiście wszytko z umiarem, przywołując ponownie Hipokratesa, którego sentencja mi zawsze towarzyszy.

Kolejny element stylu żywienia to oczywiście suplementacja. Myślę, że bez niej w naszym zawodzie ani rusz! Staram się wybierać tę naturalną: żeń-szeń czy cytrynian chiński. Ostatnio wprowadziłam kolagen. No i woda! Kiedyś piłam jej mało.. Zapominałam, nie myślałam o tym… Ale znalazłam metodę – kupuję małe butelki o pojemności 0,5 litra. Taką wypijam natychmiastowo i kontroluję wówczas ilości w ciągu dnia. Polecam! Ostatnią kwestią są podróże (szczególnie zagraniczne) i ich wpływ na mój profil żywienia. Uwielbiam kuchnie innych narodów, a zwłaszcza włoską. Uwielbiam kosztować, poznawać nowe smaki. Ale i w tym przypadku także panuje zasada umiaru! Obecne tempo życia zmusza nas do podejmowania szybkich decyzji. Mimo to, nie dajmy się! Jesteśmy tym, co spożywamy. A ja pragnę być kokosowo-brzoskwiniowo-tańczącą Maliną…

fot. Artur Wijata