Najczęściej zadawane mi pytanie, oczywiście w kontekście tego, jaki mam zawód brzmi: „Co Ty jesz?”. Z uwagi na to postanowiłam przygotować dla Was pierwszy Foodbook, który nieco Wam to naświetli. Moje odżywianie wygląda bardzo różnie, w zależności od tego gdzie jestem, ile mam czasu na przemyślenie dziennego menu lub czy mogę zjeść w domu. Jednak na pewno zawsze myślę o tym dzień wstecz i trzymam się swoich zasad. Czasami muszę je uelastycznić – nie zawsze umysł, który podpowiada mądrze chce współpracować z ciałem. Jeśli np. pewnego dnia przydarzy się okazja zjedzenia cięższej potrawy, takie jak: pizza, lasagne, pierogi lub słodkie i najbardziej tłuste ciasto świata, jeśli je lubię – zjem, ale w małej porcji.
Dzień zaczynam nie tak, jak sama zalecam i to jest jeden z nawyków, którego sama nie mogę się pozbyć wiedząc, że nie wpływa najkorzystniej na mój żołądek. Kawa wypita po przebudzeniu (przeważnie mam włoską Tazza d’oro lub Hausbrandt) jej działanie, aromat i smak mają dla mnie wielkie znaczenie. Próbowałam walczyć, ale nie udało się, więc tymczasem ja i moja mała czarna spotykamy się każdego poranka. Uwielbiam te chwile i za nic bym ich nie oddała.
Moja mała czarna
W zależności od tego, czy jestem z kimś umówiona, czy nie wtedy wiem gdzie i co będę jadła na I śniadanie. W 80 procentach wybieram smaki słone, wytrawne, często ciepłe. W moim śniadaniu musi znaleźć się źródło białka: jajka lub mięso, pieczywo i warzywa. I śniadanie determinuje dalsze posiłki. Jeśli wybrałam mięso, na obiad i kolację zjem już coś innego. Gdy była to owsianka lub jogurt ze zbożem i owocami, raczej nie powtórzę już podobnego w składzie zestawu w ciągu dnia. Poniżej widzicie żytnią kromkę chleba z pastą z białej fasoli, awokado, czosnkiem, cytryną i kurkumą, a na nim jeszcze kilka plasterków tej wspaniałej odżywczej, zielonej kuli i jajko w koszulce oprószone świeżo mielonym pieprzem. Czasami dodaję jeszcze parę kropli dobrej oliwy z oliwek extra vergine lub oleju z pestek z dyni.
I śniadanie wytrawne
Akurat w ostatnim czasie i kiedy postanowiłam uwiecznić mój dzień pod względem jedzenia, byłam w biegu. W takiej sytuacji nie noszę ze sobą pudełek, a wpadam do sklepu, kupuję tzw. coś, latem czy wiosną siadam w spokojnym miejscu i przeznaczam 10 minut na skonsumowanie mojej przekąski, bo taką rolę spełnia. Tutaj – nektarynka, jako sezonowy owoc i garść orzechów nerkowca. To moje ulubione połączenie, które jest odpowiednie między I śniadaniem a lunchem, czy obiadem. Gdybym zjadła sam owoc, za chwilę musiałabym dojeść coś jeszcze. Dlatego cukry proste (owoc) zawsze łączę z czymś tłustym (orzechy, nasiona, ziarna) lub białkowym (naturalny jogurt pitny lub kefir). Tym razem kursowałam po warszawskim Żoliborzu, więc przysiadłam chwilę koło kina Elektronik, gdzie przeczytałam internetowe newsy i posiliłam się szybko.
Szybkie II śniadanie kupione w spożywczym
Przeważnie trzy godziny po takiej przekąsce mój żołądek już wie, że ma mi zasygnalizować komunikat OBIAD. Tego dnia było bardzo gorąco, apetyt średnio mi dopisywał i nie miałam ochoty na nic ciepłego, więc przy okazji spotkania, wiedząc też, że nie mam za wiele czasu, w restauracji Głodomory zamówiłam kojący chłodnik z burakami, który uwielbiam. Jest sycący, bardzo smaczny i odżywczy. Zawsze dopytuję na jakiej bazie został przygotowany. I ten okazał się moim ideałem, bo do jego bazy użyto maślanki!
Idealna potrawa w letnie południe – chłodnik z buraków na maślance
Z uwagi na to, że dalszy ciąg dnia wyglądał podobnie pod względem zajętości i braku czasu na przyrządzenie czegoś w domu, ani na dłuższą celebrację tej chwili w ulubionym miejscu, postanowiłam kupić sok marchwiowy i połączyć go z migdałami. Ta sama zasada co I przekąska: jeśli cukier prosty, tutaj z marchwi to w towarzystwie czegoś tzw. „wyciszającego”, czyli tłuszczu i jednocześnie extra dawki substancji mineralnych. Tym razem nie miałam chwili usiąść, jedynie zapozować do zatrzymania tego momentu. Nie chciałam też bardzo się najadać, gdyż biegłam na zajęcia baletowe…
Jednodniowy sok z marchwi i garść kalifornijskich migdałów
Bilans dnia do tej pory wygląda super: produkty z różnych grup, tj. jaja, produkt mleczny, orzechy, owoc, warzywa, tłuszcze roślinne. Teraz już wiem, że na kolację, która zazwyczaj jest u mnie bardzo lekka, mogę zjeść rybę lub mięso, choć rzadko to robię. Tego dnia zdecydowałam się na moje ukochane rośliny strączkowe. Jestem do nich przyzwyczajona, nie objadam się wielkimi porcjami, więc nawet skonsumowane wieczorem nie spowodują żadnych negatywnych efektów, co by mogło się wydawać. Tak więc: kolejna porcja warzyw (bardzo często burak i brokuł), natka pietruszki, groszek zielony (nigdy konserwowy, a mrożony), ugotowana wcześniej czarna fasola i oliwa z oliwek extra vergine. Do tego liofilizowane pomidory, parę pestek dyni, a nawet migdałów, a wszystko przyprawione różową solą i świeżym pieprzem. Tego dnia pozwoliłam sobie powtórzyć awokado, a w zasadzie drugą połowę, z racji tego, że pierwszą spałaszowałam rano.
Czarna fasolka z groszkiem, parowanymi warzywami, awokado, natką pietruszki i liofilizowanymi pomidorami
W międzyczasie oczywiście zadbałam o odpowiednią ilość płynów. Dziś była to woda z cytryną lub bez i napar z szałwii. Codziennie wypijam dużo wody i przynajmniej jeden napar ziołowy. Oprócz porannej kawy, czasami sięgam jeszcze po następną – około 17-ej, kiedy nastaje moment lekkiego obniżenia koncentracji.
To na tyle, jeśli chodzi o taki właśnie przykładowy dzień. Przedstawiony schemat przeważa, ale bywają też totalnie inne, które na pewno Wam kiedyś pokażę.
Ale super!