Kasia: Moja przygoda z macierzyństwem zaczęła się ponad cztery lata temu. Wtedy na świecie pojawił się mój synek. Wszystko było dla mnie nowe i zupełnie inne niż mogłam sobie wyobrażać. Czytałam wszystko co wpadło mi w ręce, żeby tylko jakoś się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości. Po dwóch latach urodziłam córeczkę i znów wszystko było dla mnie nowe. A tak serio, część doświadczeń z bycia mamą jednego, nijak miała się do nowej sytuacji. Uwagę trzeba było dzielić na dwoje a zadań zamiast ubywać, wciąż przybywało…
Pierwsze moje doświadczenia dotyczące karmienia wiązały się z karmieniem piersią. Szczęśliwie było mi dane tego doświadczyć, choć nie zawsze było różowo. Synek lubił długo się przytulać i potrafił jeść godzinę co nie zawsze było wygodne dla mnie. O 2 nad ranem, kiedy jedyną czynnością jaką miała ochotę wykonać był obrót na drugi bok, myślałam o tym, że pewnie już niedługo będę tęsknić za tą chwilą sam na sam. Córeczka najadała się szybko, co wcale nie oznaczało że musiała jeść częściej. Nie była też przez to wychudzona czy płaczliwa. Tyle czasu jej wystarczało żeby zaspokoić głód.
Zaczęłam od tego doświadczenia, nie tylko dlatego że było pierwsze. Po prostu myślę, że najbardziej oddaje różnicę między moimi dzieci, jeśli chodzi o preferencje, już na tak wczesnym etapie. Zresztą teraz sytuacja wygląda zupełnie odwrotnie. Córka długo może siedzieć przy stole, próbować różnych potraw, a synek szybko zjada co ma na talerzu i najchętniej wróciłby do zabawy. Przypomina mi to o tym, że nic nie jest dane nam na zawsze. Moje maluchy już na tym wczesnym etapie sygnalizowały swoje preferencje i upodobania.
Zasada, którą ja stosuje i która jest spójna z modelem wychowawczym jaki sobie upodobałam, to rodzic decyduje o tym co znajdzie się na talerzu malucha, ale to dziecko decyduje ile zje.
Mam zaufanie do swoich dzieci i uważam, że one najlepiej wiedzą ile potrzebują zjeść. A tzw. jeszcze jedna łyżeczka „za mamusię” nikogo do syta nie nakarmiła. Nie będę się rozpisywać co moje dzieci jedzą bo nie zawsze jest to super food. Dla mnie najważniejsze jest to, że moje dzieci chcą jeść, że są świadome swoich potrzeb i że chętnie zasiadamy przy wspólnym stole. Uważam, że w naszym domu to właśnie stół jest miejscem gdzie dzieci czerpią z naszych zachowań i nawyków żywieniowych. Staram się dbać o to, żeby moje dzieci jadły przy stole, i żeby chociaż jedno z nas, ja albo mój mąż, jadło z nimi. Za kluczowe uważam to, żeby moje dziecko widziało że też jem, że czasem zjem więcej czasem mniej i przede wszystkim, że jem to co ono. Jeśli ustalamy w domu zasady, to takie które dotyczą wszystkich domowników. Dlatego zanim zaczęłam uczyć moje dzieci zasad żywieniowych, zaczęłam od siebie. Staraliśmy się z mężem wypracować najlepszy jadłospis dla nas i w ten sposób zachęcić dzieci do jedzenia. Dajemy dzieciom to co sami lubimy tak żeby przekaz był klarowny. Chcemy żeby jedli zdrowo, bo to inwestycja na całe życie. Nasze życie nie kręci się wokół jedzenia, bo jemy żeby żyć a nie żyjemy żeby jeść.
Szczęśliwie nasze dzieci lubią jeść. Może to zasługa zasad, które wprowadziliśmy, na pewno trafiły nam się wyjątkowe dzieci. Na szczęście maluchy mają dużo mniejsze brzuchy niż ja, więc pozwalam im samym decydować ile zmieści się w nich zmieści. Staram się też być bardzo uważna na to ile jedzą moje dzieci. Chodzi mi o częstotliwość posiłków, tak żeby dzieci zdążyły zgłodnieć do następnego posiłku. Wtedy chętniej siadają do stołu i nic w tym nadzwyczajnego. Po lodach, sama nie mam ochoty na obiad, a Ty? Czasem wystarczy się zastanowić czy ja w takiej sytuacji chciałabym zjeść jeszcze jednego ziemniaka. Może to zabrzmi zbyt trywialnie, ale dzieci to przecież tacy ludzie jak my. Trochę mniejsi i może nie tak bardzo doświadczeni, ale przecież świadomi siebie i swoich potrzeb.
Nasze zasady:
– rodzic decyduje co, dziecko decyduje ile
– miła atmosfera przy jedzeniu
– rodzice jedzą z dziećmi
– swoją postawą dajemy dziecku najlepszy przykład
– warto zadbać o swoje nawyki żywieniowe
– nie okłamujemy dzieci
– ” jeszcze jedna łyżeczka” nikogo nie nakarmiła, więc omijamy takie zdania
– jedzenie nie jest w centrum naszego życia
– jeść żeby żyć, a nie żyć żeby jeść
– nie przegryzamy między posiłkami
Kasia – mama dwójki aktywnych maluchów. Tosi rozkochanej w sprzątaniu i tańcu oraz Szymka, który upodobał sobie pływanie i bieganie za piłką.